Nemezis przy moim łóżku
Oto i on. Powykręcany, srebrzysty, krótki i figlarny. Uznałabym go za prawie uroczy, gdyby nie to, że wino piję legalnie dopiero od czterech lat. Oto i on, mój pierwszy siwy włos. Leży wygodnie na czubku głowy, mięsisty w swej strukturze, rozpycha się arogancko między swoimi melaninowymi kolegami i wykręca przed nami w uśmiechu. Jest to pewna ulga, bowiem (nareszcie!) nie muszę już stylizować się na zahukaną neurotyczkę nosząc zbyt duże marynarki, taszcząc pod pachą tomik poezji Ariel Sylvii Plath, czy też opowiadając wszystkim, że MUSIAŁAM napisać do swojego byłego po tym, jak d o g ł ę b n i e przeżyłam nieznośną lekkość bytu.
Teraz wystarczy, że zepnę włosy w kok i zaprezentuję wszystkim swojego zakręconego przyjaciela, jedyny i niepowtarzalny dowód na to, jak nierozsądny i problematyczny tryb życia prowadzę w swojej głowie. Wybudowałam sobie nad czołem pomnik, fizyczne i jakże wzniosłe potwierdzenie tego, że nie potrafiłam dogadać się ze światem (nigdy mu nie wybaczę) i zamiast wygrzebywać z niego drobne ziemskie przyjemności jak szklane buteleczki ze śmietnika, codziennie muszę walczyć o to, żeby zachować wszystkie włosy na głowie. Symptomatyczne, że od lat gimnazjalnych wyrywam sobie końcówki włosów w momentach przerażającej świadomości mojej skromnej duszyczki, więc walka ta jest jeszcze bardziej, rzekłabym, nerwowa.
Ale moje pytanie brzmi: jeśli człowiek może aż tak stresować się siedząc zamknięty w domu od kilkudziesięciu dni, to iloma tabletkami Xanaxu musi napakować swoją torebkę, żeby poczuć się w miarę bezpiecznie, jak już wyjdzie na zewnątrz? Jeśli człowiek aż tak przeładowany jest znikomą ilością napływających bodźców, to jak bardzo człowiek napakowany będzie, kiedy wejdzie do przeładowanego tramwaju i zobaczy tych wszystkich napływających zewsząd ludzi -
Jak bardzo człowiek będzie?
Woody Allen w A propos niczego (nie znam chyba lepszej nazwy na autobiografię) pisze, że pomimo tych naszych wielkich rozterek, człowiek napewno b a r d z o b ę d z i e bronił swojego życia w obliczu, powiedzmy, napadu z nożem w ręku. Bo „krew przeważa nad mózgiem.” Jacy z nas śmiertelni hipokryci-cierpiętnicy, gdy tak męczymy się nad swoim losem (ludzie i ich cierpienia, marzenia, ambicje, wzloty, upadki, soki marchewkowe, buddyzm, joga i jeszcze większe cierpienia), lamentujemy nad skończonością ciała i wątpliwą nieskończonością duszy, aby następnie — w chwili niespodziewanego zagrożenia — bronić naszego nieprzecennego żywota i skomleć z przerażenia. Tak w istocie jest, ale widzicie, ja mam dzisiaj jeden z tych dni, w których aż tak nie przestraszyłabym się napadu z nożem w ręku. Może nawet zwyczajnie odetchnęłabym z ulgą.
Brakuje mi wiary i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę wiedziała, co tu właściwie robię. Widzę niezaprzeczalny sens wszystkiego co wokół mnie, ale nie widzę sensu w sobie. W mojej głowie to zdanie brzmi o wiele poważniej, niż na bladym ekranie monitora.
Zazdroszczę ludziom wierzącym, a już najwięcej to zazdroszczę starożytnym Grekom. Oni, cholera, mieli kogo czcić. Nie wiem, czy przy tak ogromnej boskiej różnorodności starczało w ogóle czasu na cokolwiek innego. Ale, co ciekawe, choć w ich życiu na każdym kroku były jakieś bóstwa i świętości, które stwarzały niepodważalne powody do życia (chociażby po to, żeby ich czcić), nadal panował kult śmierci. Bo jak inaczej nazwać wydrążanie dziur przy nagrobkach i wlewanie w nie krwi, wina i w ogóle wszystkiego, co by się tam zmieściło, tylko po to, żeby zmarłym nie przyszło do głowy wracać do swoich domów. Od zawsze baliśmy się podziemi. Może to tłumaczy strach tak wielu ludzi przed schodzeniem do piwnicy.
Wierzę jednak w jedną boginię ze świata mitologii greckiej; Nieuniknioną Nemezis. Boginię „nic ponadto!”, kochankę zemsty i sprawiedliwości, córkę nocy, która przetrwała do dziś i pilnie dba o to, żebym nie była w życiu przesadnie szczęśliwa. Wierzę w Nemezis i jej orszak wężogłowych Eryni, które ciągają mnie w nocy za stopy i śmieją się mi do ucha. Wierzę w ślizgające się głosy i siwe włosy, ale mam nadzieję, że nie będą nachodziły mnie zbyt często. Niech przynajmniej poczekają do trzydziestki.
"Brakuje mi wiary i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę wiedziała, co tu właściwie robie. Widzę niezaprzeczalny sens wszystkiego co wokół mnie, ale nie widzę sensu w sobie."
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć, kiedy ktoś inny spładza zdanie, które dudni w mojej głowie każdego dnia, jest mi wierniejsze niż najwierniejszy pies.
Ja nie mogę czuję jakbyś opisała mnie w większości mojego życia? Mam zaraz 20 lat a też często się tak czuję pomimo kilkuletniej pracy nad sobą. Moją uwagę szczególnie przykuło gimnazjum jako ten początkowy moment całego syfu, wzruszyłam się trochę że ktoś może tak rozumieć pustkę w człowieku. Jest to smutne i piękne jednocześnie. Głębokie. Pozdrawiam i trzymam zawsze za Ciebie kciuki, Ola. Jestem twoją fanką od 1 filmiku na yt. Wtedy nie wiedziałam, że piszesz bloga. ;p
OdpowiedzUsuńMoże domyślasz się kto pisze, Klaudia B. :D
Olu,
OdpowiedzUsuńto niesamowite, że piszesz, że zazdrościsz ludziom wierzącym. Jednak wiedz, że ta nadzieja, którą daje wiara też jest dostępna dla Ciebie, jeśli tylko będziesz jej szukać. Ja też kiedyś przez kościół katolicki chciałam się odciąć od tego i moja wiara podupadła, jednak szukałam i znalazłam schronienie po stronie protestanckiej. Wiem, że macie świetną wspólnotę w Gdańsku, która nazywa się Petra Gdańsk, jeśli zechcesz poszukać, to może spróbuj tam, bo to świetni ludzie z otwartym umysłem jak chodzi o wiarę. Podrzucam też filmik z rozważania o nadziei w cierpieniu nagrany przez pastora z kościoła, do którego przeszłam. Pozdrawiam ciepło, Natalia z Krakowa <3 https://www.youtube.com/watch?v=RQyv25blUmA&list=PLsaUX8U4uOqrxbMzowzyj-s9GRi5c50aH&index=2
Miło widzieć, że dalej tworzysz. Uwielbiam sposób w jaki przelewasz myśli na papier, a wcześniej na filmach czy Instagramie. Masz w sobie coś tajemniczego, nieidealnego, że odczuwam ogromną fascynację Twoją osobą.
OdpowiedzUsuńOla, wróć na YT, tęsknię za Twoim humorem :(
OdpowiedzUsuń