Mary

    Spadłam z pościeli o zapachu lawendowego płynu do płukania prosto w oszroniony potem, pokryty czarno-białymi słonecznikami całun. Spędzałam męczone koszmarami noce na świeżo kupionym materacu, teraz zmęczony ruminacjami umysł odpoczywa na nieznajomych, żółtych plamach w kształcie chmur. Wypadłam z niepewnych objęć po to, żeby wpaść w jeszcze niepewniejsze i teraz leżę sama —  zapomniana, utracona, odzyskana. 

Jakaś nieznajoma siła rzuciła moim nagim ciałem o podłogę i nie przeszkodziła mi, kiedy zamiast się podnosić, zaczęłam odchylać jedną z desek. Niezauważalne igiełki nasączyły mój krwiobieg kropelkami żywicy. Chciałam sprawdzić, co jest pod spodem i zobaczyłam wszystko, szeroko otwarte oczy dziecka zanotowały każdą krawędź. Wilgoć zapomnianego miejsca, ciemność niepotrzebnych przestrzeni, kontestacja rzeczywistości wyczuwalna w zapachu pleśni odurza cię, docierając przez każdy najmniejszy por w twoim ciele... 

Ciało obce stało się moim ciałem, garçon chwyta nas za ręce i prowadzi do stolika. Zza jego pleców wyłania się srebrna tacka z dwoma kieliszkami, napełnionymi przezroczystym, tlącym się jasnym płomieniem płynem. Jeden z nich pękł na brzegu pod wpływem ognia, tworząc łagodne załamanie na gładkiej krawędzi szkła niby pojedyncze, tajemnicze wzburzenie na spokojnym morzu. Przywieram ustami do tego miejsca i gwałtownie odrzucam głowę w tył, zgaszona pragnieniem substancja płynie do moich wnętrzności. W kieliszku było jeszcze coś, a teraz znajduje się w moim przełyku; skrystalizowana fala, zapomniany odłamek rzeczywistości. Z każdym kolejnym przełknięciem przesuwa się coraz niżej, rysuje na różowych ścianach wzory, których nikt nie zobaczy. Garçon zabiera z moich rąk puste naczynie i uśmiecha się szeroko, w jego oczach wciąż odbija się zgaszony już dawno płomień. 

— Dziękuję… — szepczę do niego i wręczam napiwek, garçon bierze do ręki banknot i wyciera nim wyciekające z lekko zadartych kącików mych ust strużki krwi.

Mdleję i budzę się następnego dnia w popękanej wannie, niewinna i czysta. Wokół mnie pływają drobinki kurzu, otaczają mnie jak swoją królową. Moje ciało jest obce, wypełza z wanny i czołga się po kafelkach, namiętnie poruszając rachitycznymi odnogami. Ciało jest mokre, do skóry przylepia się sierść psa, oblepione kończyny trzęsą się z podniecenia. Czworonożna kobieta oblizuje twarz z apetytem, jej wilgotny język sięga do brwi. Pozostała nienaruszona. Właściwie to nic nie uległo zagładzie poza złudzeniami.






Komentarze

  1. Czytałam z zapartym tchem. Tekst do łatwych nie należy, wymaga od czytelnika skupienia, na pewno nie jest to coś, co można czytać szybko i bez zastanowienia. Baaardzo podobały mi się fragmenty tj. "(...) a teraz znajduje się w moim przełyku; skrystalizowana fala, zapomniany odłamek rzeczywistości...", "(..) w jego oczach wciąż odbija się zgaszony już dawno płomień. ", "Właściwie to nic nie uległo zagładzie poza złudzeniami."
    Chętnie poznam dalszy ciąg opowieści... Miałam wrażenie, że te metafory i opis wprowadzają mnie w wewnętrzny świat psychiki podmiotu mówiącego. Nie wiem czy mogę interpretować tekst, odnosząc się do autorki? Trochę to siłą rzeczy robię, dlatego trochę mnie to niepokoi...
    Jako studentka polonistyki (wiem jak to snobistycznie zabrzmiało), mogę powiedzieć, że jest to kawałek dobrego tekstu! Jak by to J.Krupa powiedziała "Jest potencjał". Mogę spokojnie polecić dla każdego, szczególnie dla wrażliwych, młodych,mądrych ludzi.
    Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to zbyt rozbudowane metafory, w których się czasami gubiłam i nie wiedziałam o co chodzi (Ale to może też dlatego, że rano nie działam na pełnych obrotach :) Mogę polecić np. głośne redagowanie tekstu, to stara dobra szkoła Jana Chryzostoma Paska :) Dawniej twórcy dzieł pisanych dyktowali na głos treść swoich utworów, a kto inny je zapisywał, przez to dzieła te wydają się bardziej melodyjne i płynniej się je czyta. (przykład dawne kazania:)
    Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty