Mężczyzna z zimnym ogniem

       Nigdy nie spotkałam kogoś takiego. 

    Kiedy weszłam do środka, nie przykuł mojej uwagi. Siedział przy stole, zwykły i przezroczysty; niereprezentujący nic więcej ponad kolejne zajęte krzesło. Jednak banalne przeznaczenie — a moim przeznaczeniem są wyłącznie przypadki — zmusiło mnie do zajęcia miejsca obok niego, bo żadne inne nie było wolne. Przesuwałam się powoli i niezdarnie wśród jednakowych kelnerów, wygładzonych obrusów i lśniących przerażającym blaskiem talerzy. Nieokreśloną przyjemność sprawiało mi muskanie gołymi łydkami połyskujących nóg krzeseł, delikatnych materiałów pokrywających obcych mi ludzi.  Wyrastali oni wokół mnie jak marmurowe posągi, niewzruszeni moim dotykiem, stali dumnie wyprostowani niczym greccy bogowie. Wydawało mi się, że nawet gdyby w tej chwili zaczęły rozpaczliwie wyć syreny, zwiastując jakieś okropieństwo, nie drgnąłby im najmniejszy nerw twarzowy. Patrząc na nich odniosłam wrażenie, że prowadzą wiele żyć jednocześnie, ale mnożące się jak bakterie tożsamości nie doprowadziły do pomieszania się ról, wręcz przeciwnie; tylko je udoskonaliły. Wyglądali jak nakryte przezroczystymi foliami meble, dawno opuszczone, ale wyczyszczone i wymuskane na swoją wieczną młodość. 

Z każdym kolejnym krokiem mężczyzna z pustym miejscem stawał się coraz bardziej wyrazisty. Narazie nie patrzył w moją stronę, ale już od progu czułam przyciąganie nieznajomej siły, mieszankę podekscytowania z poddenerwowaniem. Niechcący dotknęłam jego ramienia, przeciskając się między oparciem a ścianą w kolorze żelazowej czerwieni. Powiedział do mnie coś, czego już nie pamiętam, bo za bardzo zszokowana byłam cytrusowym zapachem z jego ust. Nie spotkałam wcześniej nikogo, kto zionąłby ze swojego wnętrza taką orzeźwiającą, cytrynowo-malinową wonią. Przywodziła na myśl leżenie w ogrodzie z wysokim płotem pokrytym bluszczem, zielonym raju o wysoko unoszącym się słońcu. 

Zmieszałam się i spojrzałam w dół. Przelotnie spojrzałam na jego uda, łydki aż w końcu zatrzymałam się trochę dłużej na kostkach. Miał bardzo grube kostki, ale smukłe nogi i bardzo mi to przypadło do gustu. Podniosłam nieśmiało wzrok, mężczyzna zdążył już zająć się rozmową z gośćmi siedzącymi po mojej lewej stronie. Co ciekawe, ani razu nie zawiesił na mnie wzroku, mimo że zajmowałam mu prawie całe pole widzenia. Nawet gdy uparcie się w niego wpatrywałam, śledziłam mimikę jego twarzy, próbowałam odczytać emocje i siedziałam przed nim jak przeszkoda; nie dał mi żadnej reakcji. Zdążyłam już zlustrować go całego, do pełni obrazu brakowało mi tylko jednego spojrzenia prosto w oczy. 

Zaczęłam więc impertynencko, wręcz brutalnie, wcinać się w rozmowę i rzucać zaczepne uwagi, żeby zmusić go do włączenia mnie w dyskusję. Gdyby nie odpowiedział na moje przypudrowane prowokacje, zostałby uznany za aroganta, a już zdążyłam zauważyć, że za bardzo zależy mu na kreacji swojej osoby w oczach innych, żeby sobie na to pozwolić. Kilka razy przelotnie spojrzał na moją twarz, ale nie zatrzymywał się na niej dłużej. Czułam jak pod wpływem frustracji pieką mnie policzki i rozpala się dekolt, upodabniając się kolorem do niedawno muśniętej ściany.

— Proszę mi wybaczyć, muszę zrobić przerwę na papierosa — mężczyzna sucho uciął rozmowę i zaczął wstawać. 

— Pójdę z Panem — szybko odpowiedziałam i od razu skarciłam się w głowie za to, że odezwałam się do niego per pan. 

Prawie niezauważalnie skinął głową i zaczęliśmy w milczeniu przedzierać się przez tłum w stronę wyjścia. Widziałam przed sobą tylko czerń jego marynarki i nasycałam się złudzeniem, które mówiło mi, że tym razem pokonanie tej samej drogi jest o wiele łatwiejsze. 

Kiedy dostaliśmy się na zewnątrz, wsadziłam sobie papierosa do ust, czekając aż mężczyzna poczęstuje mnie płomieniem swojej zapalniczki. Odpalając ogień podniósł swój nieruchomy, posągowy wzrok i te kilka sekund wystarczyło, żebym zobaczyła w jego źrenicach wesoło tańczące zimne ognie. Wtedy zrozumiałam, że tacy mężczyźni jak on są na zawsze nieosiągalni.

— Wiesz, od zawsze chciałem cię poznać — wymruczał tak cicho, że prawie nie zrozumiałam jego słów. 

Płomień odpalanej zapalniczki ledwie się rozpalał, a jak już udało mu się utrzymać na powierzchni, zapadał się w czarną dziurę w tym samym momencie, kiedy przykładałam do niego papierosa. 

— Poczekaj, może mam inną — marmurowy głos znowu się odezwał, nie wiem czemu, ale zaczęłam słyszeć go teraz jakby przez szybę, niewyraźnie i z oddali. 

— Nie trzeba — odpowiedziałam i zaczęłam w pośpiechu przeszukiwać kieszenie.

Wyciągnęłam z płaszcza ogień i odpaliłam papierosa, zaciągnęłam się i wypuściłam dym w przeciwną stronę, jednak zmieniający co chwilę swój kierunek wiatr, skierował rozcieńczoną szarą chmurę w stronę mężczyzny z zimnym ogniem. 




Komentarze

  1. Ciekawy styl pisania. Przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. super Olu, pisz jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia, poplynelam na Twoich słowach

    OdpowiedzUsuń
  4. Super się to czyta nie przestawaj!!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty