Spadająca woda

Gapił się na mnie jakiś facet siedzący parę miejsc przede mną i zauważyłam od razu, że jego spojrzenie jest zbyt stanowcze, że zwiastuje coś więcej. Pociągnęłam za nerwy twarzowe próbując wygiąć zesztywniałe wargi w uśmiech, ale czułam, że mi to za bardzo nie wychodzi. Wbiłam wzrok w swoje brudne buty, całe w brązowych, falowanych wzorach od tej chlapy, pięknej białej waty zamienionej przez nasze podeszwy w mlaskające błoto. 

Przeszkadza mi, jak ktoś się na mnie zbyt długo gapi. Zazwyczaj we wzroku obcego człowieka skupionym na tobie nie ma nic przyjemnego. Poza tym, dawno nie opuszczałam mieszkania i odzwyczaiłam się od dzielenia przestrzeni z innymi ludźmi. Cieszyła mnie tylko ta podróż pociągiem; krótka, ale zawsze tak samo relaksująca, ten stan zawieszenia pomiędzy dwoma punktami, niemożność cofnięcia się i wyprzedzenia biegu maszyny zawsze wprawiały mnie w zachwyt. Człowiek w podróży neguje jakby swoje istnienie, żyje w trybie samolotowym, nieosiągalny dla innych i spokojny, okropnie spokojny. 

Ten gość sprawiał wrażenie, jakby był czymś żywo zainteresowany, wciąż zerkał w moją stronę swoimi ciekawskimi oczyskami. Wyglądały na bursztynowe. Wysiadałam na końcowej stacji, a właśnie dojeżdżaliśmy do przedostatniej; facet nie zbierał swoich manatków, więc byliśmy niejako skazani na wspólną drogę. Drzwi zamknęły się przedostatni raz i z głośników ruszającej ospale maszyny wybrzmiał komunikat pociąg kończy bieg

— Hej, spodobałaś mi się i stwierdziłem, że chcę cię poznać — złapał mnie jeszcze w przejściu zanim wysiedliśmy. Miał ciepły głos. 

Zaśmiałam się, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć. Spytał się mnie, czy może wziąć mój numer, bo teraz mu się spieszy, a chciałby mnie jeszcze zobaczyć. 

— Palisz papierosy? — zapytałam nagle, nie odpowiadając na jego pytanie. 

— Nie palę, ale mam przy sobie. 

— Poczęstujesz mnie? 

Wydostaliśmy się na ulicę schodami prowadzącymi w górę, w tym czasie wyciągnął w moją stronę paczkę Winstonów jagodowych. Myślałam, że nie może być gorzej, ale potem zobaczyłam, że nie są to zwykłe fajki, a cygaretki. Musiałam odpalać ją kilka razy, bo ciągle gasła, facet śmiał się patrząc na te nerwowe próby i odgradzał drogę stojącemu w miejscu powietrzu. 

Zmieniłam swoje nastawienie, bo wyraźnie nie miał złych zamiarów i nawet mi się spodobał. Pewnie dlatego, że wielkiego piękna dopatruję się w przypadkowości i taka niespodzianka potrafi nasycić mnie życiem na pare dobrych miesięcy niezależnie od tego, co z niej wyniknie. Mężczyzna był wysoki i przez to musiałam zadzierać głowę do góry, kiedy chciałam na niego spojrzeć. I wtedy, momentami wydawało mi się, że w jego oczach czai się coś więcej niż sama świadomość, miał tak wzbudzające zaufanie gesty, że całe jego ciało wibrowało ciepłem. Jego tęczówki wirowały wokół źrenic jak rozgrzewające się silniki samolotu. Patrzył na mnie stanowczo, ale nie było w tym opresji, dominacji, odczytałam to jako ciche zaproszenie do jego wnętrza i zarazem poczułam, że już nigdy nie będę tak blisko obcego człowieka, jak teraz. 

— Jak ci się podoba ta zimowa aura? — spytał uśmiechając się naiwnie. 

Przyjrzałam się dokładnie unoszącym się, jakby wirującym w górę białym płatkom. Po kilku sekundach zwiesiłam głowę i spojrzałam na swoje ubłocone skórzane buty. Chyba zauważył, że coś jest nie tak i chcąc mnie wyrwać z zadumy, rzucił: 

— Wiedziałaś, że trufle były kiedyś znajdowane za pomocą świń? Teraz już robią to psy. 








Komentarze

  1. Winstony Jagodowe to smak mojego liceum - dobre, beztroskie chwile, kiedy jeszcze nic nie było zjebane :) Lubię cię czytać Ola! Świetnie, że piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może okaże się to inspiracją: https://www.youtube.com/watch?v=xA8B4bqViNM

    OdpowiedzUsuń
  3. Emanuje spokojem, bardzo inspirujące

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty