Zawsze wesoło i radośnie!

Świat wygląda dziś, jakby się zmienił. Śnieg topi słońce olśniewając je swoim blaskiem i promieniste strzały bladożółtej gwiazdy rozlewają się po całym niebie. Staję osłupiona na środku jezdni. Nie wyglądam i nie czuję się najlepiej, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że jestem bliżej szczęścia niż kiedykolwiek. Przymykam powieki i pozwalam, żeby świat nasycił mnie swoim istnieniem. 

Zobaczyłam wokół siebie tyle pięknych barw, jakby zawieszonych w białej przestrzeni, przyczepionych niewidzialnymi klamrami niczym kolorowe, wysychające pranie. Grube płatki śniegu ciosały mnie w twarz z ogromną siłą, czułam jak rozrywają moją skórę, ale zamiast jeszcze mocniej zacisnąć powieki — szeroko je otworzyłam, pozwalając, żeby miękkie drobiny roztapiały się na szklistej powłoce moich oczu. Było mi bardzo ciepło, wręcz gorąco, a szalenie rozpędzony i chłodny wiatr jeszcze bardziej wzmagał to uczucie. 

Z bliska niestety nic nie jest tak fascynujące, jak się wcześniej wydawało. Rozmazane zdjęcia, zmarnowane szanse i ludzie, których poznaliśmy w złym czasie, zagubieni w wyjaśnieniach; to wielkie uroki życia. Najpiękniejsze chwile to uchwycenie nieuchwytnego; trwa to jednak zaledwie pare sekund, po czym orientujemy się, że oszpeciliśmy piękno wyobraźni niezgrabnym i niepotrzebnym gestem. 

Zawsze wesoło i radośnie!; jakby to powiedział Henry Miller. Wszystko wskazuje na to, że doprawdy jestem iście wyjątkową dziewczyną, ale cholernie powszednieję w miłości. Prawdą jest, że żaden mężczyzna nigdy nie sprawił, że życie zdało mi się odrobinę mniejszym wysiłkiem niż wcześniej — jeszcze zanim go poznałam. Wręcz przeciwnie! Kiedy pozwalam komuś wniknąć do mojego życia, jest to równoznaczne z akceptacją tego, że od danej chwili przestaję tworzyć, pisać, jeść, fantazjować, malować, poznawać. Jestem zawieszona, tkwię w jednym miejscu jak mokra i cuchnąca zgnilizną koszulka, przypięta klamerkami za ramiona do liny, cieniutkiej liny nad wanną. Próbowałam to zmienić. Zauważyłam to i świadomie przeciwstawiłam się temu. Jednak nic nie mogę poradzić na to, że za każdym razem jest tak samo, mój umysł jest pochłonięty albo opętaniem, albo odprawianiem egzorcyzmów. Nie mogę być kreatywna, kiedy czuję i kocham, a to chyba całkiem zrozumiałe, jeśli przyjmiemy, że szczytem i celem ludzkiej twórczości jest wypełnienie swojego bytu prawdziwą miłością. 

Od dłuższego czasu nie pisałam, może to był tydzień, dwa albo miesiąc — wszystkie dni zlały się w jeden, całkiem nie do przeżycia i całkowicie bez sensu, więc wciąż zaczynający się od nowa, ile jeszcze będzie tych zapętlonych dni do przepieprzenia — bo czułam, że napiszę coś podobnie żałosnego jak trzy linijki wcześniej. Ale jeśli już pozwoliłam sobie na tak wysmakowaną ckliwość, to pójdźmy dalej i bez wstydu sięgnijmy po więcej! Jeśli mam wyrazić szczerą myśl, płynącą z prawdziwej głębokości serca, będzie to ostre i pikantne wręcz wyznanie, stwierdzenie faktu oczywistego, a graniczącego z profanacją największej świętości, jaką jest dane nam życie: wszystko, co się dzieje wokół mnie i we mnie, przestało mnie interesować do takiego stopnia, że nie zamykam za sobą nawet drzwi do kibla, kiedy idę się wysrać.




Komentarze

  1. ,, pochłonięty albo opętaniem, albo odprawianiem egzorcyzmów" Oh, pozwól że, sobie to zapiszę!
    ,,ckliwe/ckliwy/ckliwość " lubisz to słowo, bardzo czesto wystepuje na filmach, tu, na blogu, też często.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Związki i miłość to strata czasu i wyzysk obustronny. Jak pisał Albert Camus "Prawdziwa miłość jest czymś wyjątkowym, zdarza się mniej więcej dwa albo trzy razy na wiek." Wolę nigdy nie poznać miłości. Przynajmniej nie wiem co tracę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty