Jaki zapach ma miłość

Ludzie się zacinają. Dosłownie. Rzadko kiedy rozumiem co ktoś do mnie mówi. Ludzie są sfrustrowani byciem niezrozumiałym i w kółko powtarzają to samo, a pomimo tego wciąż im daleko do ideału. 

Jakiejś studentce weszła do pokoju siostra i przez to nie usłyszała pytania. Profesor się wkurzył, bo trzeci raz powtarzał pytanie, na które finalnie i tak nikt nie zdołał odpowiedzieć. Powiedział, że nie rozumie czemu nikt się nie odzywa i co się z nami dzieje, zawiedliśmy go też naszymi pomysłami na projekt, które w zasadzie nie były nawet pomysłowe. Nie chciało nam się być kreatywnym, albo nie jesteśmy kreatywni; taka jest jego teoria. Może jest w tym coś z prawdy. Ja swoje pokłady kreatywności codziennie zużywam na urozmaicanie swojej codzienności; czasem wstaję wcześniej niż później, a czasem w ogóle. Czasem też kładę się spać później niż powinnam, a czasem w ogóle się nie kładę. Myślę, że nie mam już za bardzo gdzie się położyć; wyczerpałam wszystkie kombinacje splotów moich pojedynczych nóg, wszystkie ułożenia ramion wzdłuż tułowia i wszystkie poruszenia trybików w mojej ciasnej głowie. Pewnie dlatego nie starcza mi kreatywności na prace domowe. 

Delikatnym dotknięciem palców ściszyłam głos wykładowcy i położyłam nogi na biurku, jednocześnie odchylając się w tył na czarnym biurowym fotelu. Zaczęłam czytać On the Road Kerouaca i wyobraziłam sobie, że stoję na środku jakiejś pustej drogi w Ameryce, długiej jak moje nieskończone dni i tak ciepłej jak mój pokój, do którego wpadają teraz promienie wiosennego słońca przez zamknięte okna. Wyobraziłam sobie, że idę w stronę wiejącego wiatru, cała w kroplach wody sączącej się z mojej uschniętej skóry i spragniona jednocześnie, a przed oczami zupełnie nagle wyrasta mi stacja benzynowa. Nie zastanawiam się nawet, czy to kolejne z moich złudzeń, a może cała droga nim jest; nie mam takiej potrzeby, chcę się tylko napić wody i obmyć w brudnej umywalce swoją twarz, którą od jakiegoś czasu pokrywa już dosyć spora powłoka piaskowego pyłu. Czas jest moim filtrem, ochroną i zbawieniem. Wchodzę do łazienki i przyglądam się swojej twarzy w lustrze rozbitym na kształt geometrycznych figur. 

Słyszę jakiś głos, to chyba profesor o coś pyta, albo drobinki kurzu przebiły się przez cienkie bębenki do mojego mózgu i projektują na nim swoje westchnienia —

Jaki zapach ma miłość? 

pomyślałam, że jest to zapach siedzącego za mokrymi liśćmi słońca.

Właśnie przez to nie mogę pozwolić na uśpienie swoich zmysłów; muszę leżeć i pilnować świata. Myślę, że to zupełnie naturalne i z uśmiechem biorę na siebie ten przykry obowiązek, w końcu ktoś musi odwalić odkładaną przez wieki robotę. Spadło to na mnie jednak tak znienacka, że wciąż nie mogę się nadziwić, jak wielkie poczucie niesamowitości istnienia mnie ogarnia, jak bardzo jest to absurdalne przy moim conajmniej niewłaściwym samopoczuciu; ale właśnie dzięki temu, że sama czuję się źle, mogę poczuć, jak czuje się to wszystko wokół mnie, mogę wyciągnąć przed siebie ręce i słuchać, śmiać się, żebrać, błagać, plądrować… Piękny umysł w idealnym stanie harmonii — tyle samo dzieli go od szaleństwa, co od porządku.

Leżę bez ruchu, czekając aż ze snu zbudzi się pierwszy ptak. Za chwilę usłyszę pierwszy odgłos świata, następny będzie moim. Głowa wybucha mi trylionami kolorów i słów, ale nie są to myśli chaotyczne, nieuporządkowane. Ludzkie twarze mieszają się jak barwy na palecie i układają w piękne bądź straszne historie, tworząc na płótnie doskonałe kompozycje, które doszczętnie niszczy następny poranek; pozostawiając w głowie białą mgłę. Dlatego wolę przesypiać poranki. Rano na ustach czuję nostalgiczny posmak nocy i obrzydliwy zapach szarości; noc jest miękka, kojąca, nie ma smaku i zapachu — dlatego tak bardzo pobudza zmysły. Nic nie wciska ci przed oczy, w porównaniu do dnia i ludzi snujących się o 7 rano na przystanku, obscenicznie tańczących walca w pojedynkę z tymi swoimi obrzydliwymi minami. 

No, to pięknie! Pięknie i kreatywnie!










Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty