Taniec oddechu
„W oku cyklonu.
Absolutna cisza w samym środku szalejącego żywiołu” — Sylvia Plath
„Sheep in fog” - from „Ariel”
The hills step off into whiteness.
People or stars
Regard me sadly, I disappoint them.
The train leaves a line of breath.
O slow
Horse the colour of rust
Hooves, dolorous bells —
All morning the
Morning has been blackening,
A flower left out,
My bones hold a stillness, the far
Fields melt my heart.
They threaten
To let me through to a heaven
Starless and fatherless, a dark water.
Wiersz ten ukazał się w ostatnim tomiku poezji „Ariel” Sylvii Plath w 1965 r., dwa lata po jej samobójczej śmierci. Tytułowa sheep in fog to Sylvia. Osoba pogrążona w smutku, frustracji i lęku, poruszająca się w mglistej plamie niepewności. Krążąca w poszukiwaniu ojca lub przewodnika, który wskaże jej właściwą drogę. Czytając ten wiersz, czuć jak poetka oddala się od dotychczasowego życia, społeczeństwa i oczekiwań innych ludzi. Biel rdzewieje, aby w końcu sczernieć. „Owca we mgle” opisuje przestrzeń liminalną; obrazuje zawieszenie pomiędzy dwoma stanami. Zawieszenie między chęcią pozostania przy życiu (wraz z jego wyblakłymi porankami), a kuszącą śmiercią w bezgwiezdnym, sierocym niebie.
Stoję przed wyborem pomiędzy ciągłym szczęściem i aktywnością a introspektywną biernością. Mogę też oszaleć, odbijając się rykoszetami pomiędzy nimi. — Dzienniki 1950-1962, S. Plath
Sylvia Plath (1932-1963) to jedna z najwybitniejszych poetek amerykańskich, zaliczana do grona poetów wyklętych. W czerwcu 1953 roku wyjechała na prestiżowy staż do czasopisma o modzie „Mademoiselle”, który miał być wyjazdem jej marzeń, okazał się jednak miesiącem udręki. Ten czas i cierpienie mu towarzyszące poetka przekuła w swoją najpopularniejszą powieść „Szklany klosz”, w którym opisała doświadczenia z Nowego Jorku i późniejszą próbę samobójczą.
„Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem”. — Szklany klosz, S. Plath
Dziesięć lat później, 11 lutego 1963 roku otworzyła okno w pokoju swoich dzieci, podłożyła ręczniki w szpary w drzwiach i zamknęła się w kuchni. Odłożyła na biurko przygotowany do druku tomik poezji „Ariel”, odkręciła gaz, uklękła i położyła głowę na drzwiczkach. Znalazł ją jej mąż.
Pierwszą próbę samobójczą popełniła już w wieku 10 lat. Cztery lata później próbowała pociąć sobie twarz. Domniemanym powodem była śmierć jej ojca, Ottona Plath, z którym była bardzo silnie związana.
Bit my pretty red heart in two.
I was ten when they buried you.
At twenty I tried to die
And get back, back, back to you.
I thought even the bones would do.
But they pulled me out of the sack,
And they stuck me together with glue — frag. „Daddy” z tomiku „Ariel”
Sylvia cierpiała na zaburzenie afektywne dwubiegunowe i kilkakrotnie przebywała w szpitalach psychiatrycznych, najczęściej w związku z próbami samobójczymi. Brała różne leki, była poddawana elektrowstrząsom, terapiom, ale niestety nie przynosiły one większych efektów. Czuła się samotna, niezrozumiana i, można by rzec, nie do uratowania.
„Było mi obojętnie i bardzo pusto - tak musi być w oku cyklonu. Absolutna cisza w samym środku szalejącego żywiołu”. — Szklany Klosz, S. Plath
Moim zdaniem historia Plath bywa aż nazbyt często pokazywana przez pryzmat jej choroby psychicznej. A przecież była to dziewczyna, która tak samo jak inne lubiła jedzenie, piwo, seks i ciuchy. Wbrew temu, co się sądzi — była kobietą z krwi i kości (Winder, 2013). Jednak przede wszystkim była poetką, zbyt ambitną jak na czasy, w których przystało jej żyć.
Jeanette Winterson w komentarzu do najpopularniejszej powieści Plath „Szklany klosz” pisze: Początek lat 60. Był dla kobiet straszny, jeszcze gorszy dla tych mądrych i ambitnych. W 1963 roku valium było na rynku od dwóch lat i agresywne reklamy niemal wmuszały je zdrowym kobietom, które czuły się uwięzione i zdesperowane. To jest świat „Szklanego klosza”. Stał się on wezwaniem do działania, bo jest pamiętnikiem rozpaczy. Plath była utalentowana. Mogła być wielka. Złe pokolenie. Złe leki.
Najbardziej przejmujące w tej historii jest to, że życie Plath mogło potoczyć się inaczej. Jednak jej problemy, pojawiające się już w dzieciństwie, zostały zbagatelizowane. Zamiecione pod dywan. Sylvia w oczach innych była przede wszystkim bardzo wrażliwa, ale tak przecież przystało na artystyczną duszę, więc nie było powodów do niepokoju. Często myśląc o Sylvii zastanawiam się: gdzie jest granica pomiędzy normalnością i szaleństwem, zdrowiem i chorobą? Jaka jest różnica między doświadczaniem ekstremalnych emocji, żonglowaniem nastrojami i popadaniem w ekstremum dla sztuki a chorobą jako jednostką nozologiczną: nie artystyczną, kolejnym podpunktem „F” w międzynarodowej klasyfikacji chorób? Kiedy Sylvia pisze:
„Chcę przeżyć i odczuć wszystkie możliwe w moim życiu odcienie, tony i odmiany fizycznego i duchowego doświadczenia”
Myślę o tym, że czuję podobnie. Kiedy Sylvia w „Szklanym kloszu” pisze, że gdy nie dostała się na kurs pisarski, przestała potrafić czytać i pisać, myślę o tym, że miałam tak samo. Kiedy mówiła, że leżała w łóżku całymi dniami i zaczęło ono bardziej przypominać jej trumnę niż miejsce do spania wiem, że czułam to samo. Zawsze jednak widziałam światło; tańczącą gdzieś w oddali iskierkę tchu, która przypominała mi, jak oddychać. Sylvia Plath przestała je widzieć. Utonęła w czarnej toni, pod koniec swojego życia jako samotna matka dwójki dzieci, jak samotna owca we mgle.
I have done it again.
One year in every ten
I manage it —
(…)
Dying,
Is an art, like everything else.
I do it exceptionally well. — frag. „Lady Lazarus” z „Ariel”
Pozostaje kwestia tego, czy na zasadzie sprzężenia zwrotnego jej poezja nie oddziaływała na nią destruktywnie. Czy pragnienie uczynienia ze swojego życia i śmierci sztuki nie wpędziło jej w obsesję? Na śmierć samobójczą Sylvii Plath wpłynęło wiele czynników, nie tylko jej choroba. Tak samo jak na decyzję bohatera „Cierpień młodego Wertera” nie wpłynęło tylko odrzucenie przez kobietę. Werter, podobnie jak Sylvia, był wysoko wrażliwy, nadmiernie introspektywny i pogrążony w ciągłych rozmyślaniach na temat natury świata. Niespełniona miłość była tylko kolejnym czynnikiem zbliżającym go do jego nieuchronnego końca.
Zgrzytasz zębami, nienawidząc się za nadwrażliwość i zastanawiając, jak ludzie potrafią znosić miażdżenie swej indywidualności przez tyranizującą maszynę - maszynę przemysłu, państwa czy organizacji - całe swoje życie. — Dzienniki 1950-62, S. Plath
Warunki społeczno-kulturowe, obciążenie genetyczne (kobiety w rodzinie Plath chorowały na ciężką depresję), zdradzający i despotyczny mąż, zaniechanie początkowych problemów w dzieciństwie; to wszystko, oprócz choroby afektywnej dwubiegunowej, spowodowało tak przykry koniec. Jednak kiedy to wszystko się zaczęło? Co było największym wyzwalaczem?
Śmierć ojca Plath mogła być katalizatorem jej choroby. U dużego odsetka chorych (30-60%) początek chorób afektywnych oraz kolejne nawroty depresji i manii są poprzedzane różnorodnymi sytuacjami stresowymi. Mogą to być czynniki psychiczne lub somatyczne; przypisuje się im znaczenie wyzwalające (Bilikiewicz, 2006). Do czynników psychicznych jest zaliczany m.in. zgon bliskiej osoby.
Warto wspomnieć również o cechach osobowości przedchorobowej; jest ona często cyklotymiczna, syntoniczna, ekstrawertywna. Ten opis, w moim mniemaniu, pasuje do osobowości Sylvii Plath.
„Zgon związany z zamachem samobójczym również należy zaliczyć do form zejścia chorób afektywnych (dotyczy to 15-25% chorych). Wyniki badań nad genezą samobójstw w chorobach afektywnych wskazują, że chociaż są dość ścisłe powiązania pomiędzy zamachem samobójczym a depresją, to stan ten nie jest jedyną przyczyną decyzji o odebraniu życia. Decyzja taka często jest wynikiem współistnienia depresyjnych zaburzeń nastroju i myślenia oraz niekorzystnej sytuacji środowiskowej, w której znajduje się chory (konflikty w małżeństwie, w domu rodzinnym, w miejscu pracy, trudności materialne, osamotnienie, nie możność liczenia na pomoc innych)” (Bilikiewicz, 2006).
Mówi się, że Sylvia Plath chciała od życia zbyt dużo. Możliwe, że tak było. Możliwe też, że mogła mieć tyle, ile zapragnęła, albo jeszcze więcej, gdyby tylko znalazła ludzi, którzy potrafiliby jej pomóc. Przynajmniej chciałabym łudzić się, że możemy napisać jej inne przeznaczenie.
„Życie moje ukazało mi się w postaci rozgałęzionego drzewa figowego, tak jak w tamtym opowiadaniu”.
„Na każdej gałęzi wisiała dojrzała, fioletowa figa, symbol jednej z czekających mnie w życiu szans. Reprezentowały męża, dom, dzieci, sławę poetki, wybitną karierę profesorską, karierę dziennikarską, Europę, Afrykę i Amerykę Południową, Konstantego, Sokratesa, Attylę i całe zastępy kochanków dziwnych imionach i niezwykłych zawodach. Jedna z fig reprezentowała złoty medal olimpijski za wioślarstwo. Na drzewie było jeszcze wiele dojrzałych owoców, których symboliki nie zdołałam odszyfrować. Wyobrażałam sobie, że siedzę na tym drzewie i umieram z głodu, ponieważ nie mogę w żaden sposób zdecydować się na to, którą figę zerwać. Miałam ochotę na wszystkie, na absolutnie każdą z tych fig z osobna, ale zerwanie jednej oznaczało automatycznie rezygnację z pozostałych, więc siedziałam, aż figi zaczęły się marszczyć, czernieć i jedna za drugą spadały na ziemię”. — Szklany Klosz, S. Plath
czuję niedosyt! a wiem, że mogłabyś tak w nieskończoność pisać o Plath
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem treści na tym blogu. Bardzo się cieszę, że kliknęłam w linka na jednym z twoich filmów, ponieważ tematy poruszone tutaj w jakimś stopniu dały mi do myślenia i skłoniły do refleksji na własny temat. Dziękuję Ci za to bardzo.
OdpowiedzUsuńTwoje podejście do "tańca oddechu" brzmi naprawdę fascynująco! 😊 Czytając Twój wpis, miałam wrażenie, jakbyś otwierała przede mną nowy wymiar świadomego przeżywania codzienności. Takie połączenie ruchu, oddechu i wewnętrznej harmonii to coś, czego brakuje wielu osobom w biegu dzisiejszego świata.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie zwłaszcza opisem tego, jak oddech może "tańczyć" razem z ciałem. Wydaje się, że to nie tylko ćwiczenie, ale wręcz forma sztuki. Czy masz jakieś ulubione techniki lub rytuały, od których można zacząć? Może polecisz coś dla początkujących, którzy dopiero chcą spróbować?
Twój wpis to piękna inspiracja, aby na chwilę się zatrzymać i poczuć życie w pełni. Dziękuję za ten moment refleksji! Na pewno spróbuję wcielić "taniec oddechu" w swoją codzienność. 😊